Gdy...
Wracający z pracy Tomasz dotarł do domu. Zdjął maseczkę jednorazową i wcisnął ją do kieszeni kurtki, przyda się jeszcze jutro. Rozebrał się i poszedł do kuchni po butelkę z bezalkoholowym piwem. Zajrzał do Zuzanny. Spała słodko, trzymając złożone dłonie jak do modlitwy pod policzkiem. Chwilę podziwiał swojego aniołka, uśmiechnął się i ruszył w stronę salonu by siedząc wygodnie w fotelu "dojrzeć" do snu. Był trochę zdenerwowany i zamyślony. To że, o mało nie wpadł pod samochód zmusiło go do krytycznego myślenia o swoim wyglądzie. Czarna z szarymi wstawkami turystyczna kurtka była wygodna, nieprzemakalna i wieczorem niewidzialna dla kierowców. Do tego czarne spodnie i ciemne buty powodowały że, wyglądał jak Batman po zmroku. Po zastanowieniu doszedł do wniosku że, wcale nie wyglądał bo go nie było widać. Wymiana kurtki na jaśniejszą chwilowo nie wchodziła w grę z powodów finansowych. Pozostawało wyposażenie dodatkowe. Chwycił swój 14 calowy, przerośnięty tablet i rozpoczął przeglądanie sklepów dla rowerzystów, biegaczy, nordic walking i ogólnosportowych. Przeglądał odblaskowe kamizelki, opaski na ramię, latarki czołowe, odblaskowe zawieszki, migające światełka led i nawet pośmiał się chwilę nad świecącym różańcem. Było z czego wybierać. Po zastanowieniu odłożył decyzję o zakupie do czasu aż porozmawia z Zuzanną. Doszedł bowiem do wniosku że, jej też przyda się jakiś odblask albo lampka i chciał to z nią uzgodnić. Przeciągnął się i poczuł zmęczenie. Poczłapał do łazienki. Wziął prysznic, przebrał się w swoją ulubioną piżamę w szkocką kratę. Była z grubej ciepłej bawełny i dostał ją od Zuzanny. Oczy same zaczęły mu się zamykać. Prawie po omacku trafił do sypialni, do łóżka. Przyłożył głowę do poduszki i już spał.
Zuzanna stała obok urwiska. Niebieskie, bajkowe, jasne niebo przykrywało ciemną, wręcz czarną, spaloną ziemię. Z dołu słyszała krzyki, szum i coś na kształt upiornej muzyki. Zaciekawiona podeszła do przepaści. Zobaczyła tłum ludzi, który niczym tłuste czerwie, obrzydliwe śliskie robactwo, przelewał się u jej stóp rzucając w niebo bełkotliwe przekleństwa. Ta czerń ludzka na którą patrzyła Zuza z rosnącym przerażeniem, podążała za przeklętymi światłami prowadzącymi ją do zagłady, egoistycznej pustki. Poczuła że, musi odlecieć z tego miejsca, zrobić to teraz zanim stanie się coś złego. Pogładziła swoje szare gołębie skrzydła, rozłożyła je szeroko i skoczyła.
Tomasza obudziło otwarcie drzwi balkonowych. Zobaczył Zuzannę która stała, lekko się chwiejąc na balkonowej barierce. Wiatr targał jej włosami i ubraniem. Zanim zdążył rozbudzić się do końca, zareagować w jakiś sposób, skoczyła rozkładając szeroko ręce. Podbiegł do barierki krzycząc głośno. Przerażony, oderwany od miłości swojego życia, patrzył. Leżała na dole, ubrana w białą koszulę nocną w rosnącej szybko plamie smolistej czerni. Patrzył jak na dziwaczny, pokręcony obraz którego wcale nie chciał zrozumieć. Zrobiło mu się mdło. Poczuł ból w klatce piersiowej, zadygotał. Nogi po prostu się wyłączyły, potem ręce. Krzyk zahaczył o coś w gardle i już tam pozostał, oczy stały się ślepe a na samym końcu miłość zapadła się w sobie tworząc czarną dziurę bólu, samotności i tęsknoty. Niczym lalka porzucona przez animatora, ciało Tomasza upadło na podłogę balkonu. Osoba stała się rzeczą.
Komentarze
Prześlij komentarz